poniedziałek, 6 czerwca 2011

Kawowe Love!

Przez długi czas próbowałam odnaleźć na drogeryjnych półkach produkt, który nada mojej cerze ładny, złocisty odcień bez zbędnych smug i paskudnych plam. Lato zbliża się wielkimi krokami i niezbyt komfortowo czułam się z myślą, że będę musiała pokazać moje bladożółte nogi. Żółte, bo natura obdarzyła mnie karnacją w padającą w odcień żółci z beżowymi piegami . Blade, bo solarium i godziny smażenia na słońcu nie są dla mnie. Mam też naoczny „argument” w klatce obok czyli 30letnią sąsiadeczkę, fankę opalania, która przypomina wędzoną śliwkę.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że ładna, złocista skóra wygląda zdrowo i apetycznie więc co robić? Smarować, ale wielkim łukiem omijać samoopalacze. Wszystkie moje starania z samoopalaczem w dłoni szły na marne, bo po prostu nie potrafię zrobić tak, żeby kolana nie były czarne, a łydki ozdobione zaciekami. Droga błyskotliwej dedukcji wybrałam balsamy brązujące. Testowałam ich w życiu sporo i dopiero teraz trafiłam na coś, co mogę polecić.
Znaleziony na wizażowym KWC balsam brązująco - ujędrniający Lirene Body Arabica spełnił moje oczekiwania. Atrakcyjna cena, przyjemny! zapach kawy, ładny, złoty kolor bez pomarańczowych refleksów. Wybrałam wariant do ciemnej karnacji- Cafe Mocha , który spisał się świetnie. Już po dwóch aplikacjach zauważyłam zmianę. Imponujących efektów w ujędrnieniu niestety nie odnotowano, a po jakimś czasie kawowy zapaszek trąci nutą samoopalacza, ale te niewielkie niedogodności to nic w porównaniu z ogólnym efektem. Zauważyłam, że nawet moja totalnie blada mama podbiera balsam i również nie zauważyła żadnych wad w postaci zacieków i plam. Dodatkowy plus to fakt, że balsam „schodzi” z ciała równomiernie, wystarczy regularnie stosować peeling.
Bez problemu, bardzo szybko i bez narażania skóry na szkodliwe promienie słoneczne. Czego trzeba więcej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz